KEN SWIFT Z ROCK STEADY CREW

Co napędza Cię do działania?

Myślę, że jest to kombinacja kilku rzeczy: Lubię tańczyć, lubię podróżować, lubię uczyć. Mogę zarobić kilka dolców tu i tam. Komplementy, które słyszę inspirują mnie do działania. Scena jest teraz słaba, to sprawia, że chcemy dalej robić Breaking w tradycyjnym stylu. Czarnuchy, których spotykam, robią to gówno jedynie dla pieniędzy i są zazdrośni, że nie potrafią utrzymać się na scenie tak długo jak ja. Ale przede wszystkim to muzyka. Muzyka zawsze będzie mnie pobudzać do czynu.

Dlaczego wziąłeś się za Breaking i kiedy to było?

Po pierwsze, zacząłem dosyć późno. Nie będę ściemniać. Jestem drugim pokoleniem. Musze wyrazić szacunek tym, którzy byli przede mną. Zaraz po tym jak wziąłem się za Graffiti, ujrzałem Breaking, spróbowałem i zajarałem się. Zacząłem więc trenować w ’79. To było coś zupełnie innego. Razem z kolegami, szalonymi dzieciakami z ulicy, bawiliśmy się na dachach. Na złomowisku robiliśmy triki na rowerach i deskorolkach, graliśmy w jakieś wykręcone gry na szkolnym boisku, więc kiedy zobaczyłem Breaking, wiedziałem, że to jest coś dla mnie. Pozwalało mi się to wyżyć fizycznie. Byłem energicznym typem dzieciaka, więc miałem mnóstwo energii do tego.

Kim się zainspirowałeś lub na kogo kierowałeś oczy?

Moimi pierwszymi inspiracjami byli Kid Terrific, Markie Dee, The 1 Sure Shot Boys z Manhattanu, Frosty Freeze, Magnetic Ron Daris, Kid Sorceror, Greggo z Executoners, The Light Brothers, Ice Ice z The Shamrock Crew. Spoglądałem na starszych B-Boys.

Jakie było nastawienie w latach ’70 i na początku ’80?

Chodziło głównie o to żeby cisnąć z tematem. Wiesz.. moi ziomusie czerpali flow prosto z Bronxu, byliśmy młodzi, mieliśmy całe lato do chillowania. Większość dnia spędzaliśmy na basenie, chodzeniu na plażę na Brooklynie, jeżdżeniu do sąsiednich dzielnic spotykać się z babeczkami, zaczynaliśmy DJ’ować i braliśmy się za MC’ing. To było mega niewinne. Podobał mi się uliczny styl tego wszystkiego, natomiast dziewczynom podobał się Breaking. Bywało tak, że słyszeliśmy dobiegającą skądś muzykę i podążaliśmy za nią do momentu aż natrafialiśmy na Jam. Ludzie wynosili swój sprzęt na ulicę, koleszkowie rymowali, my bombiliśmy ulice, woziliśmy się, szlajaliśmy się... To był rodzaj ulicznej przygody. Nie uniknąłbyś zdissowania, jeżeli bajtowałbyś kogoś. Trzeba było zmieniać to gówno na swój sposób i starać się stworzyć swój osobisty styl. Ludzie zapamiętywali i rozpoznawali Cię po Twoich ruchach albo stylu. Każdy wtedy miał chociaż jeden numer czy ruch, który sam wynalazł czy stworzył.

Kto najbardziej Cię zainspirował?

Trudno powiedzieć... Jeżeli masz na myśli B-Boying to: Eddie Ed (za Uprock), Lenny Len (za Footwork i tracks’y), Greggo (jego niepowtarzalne odjechane ruchy), Spy (za jego postać i wykonanie), Magnetic i Kid Galaxy (za niesamowitą moc), Shakie (za postawę typu „mam wyjebane”), ... te inspiracje nie mają końca. Większość moich największych inspiracji pochodzi od moich ludzi, którzy pozostali prawdziwi w stosunku do mnie i byli ze mną do samego końca. Pokój i szacunek dla Young City Boys.

Jak ma się sprawa z Rock Steady teraz?

Jeżeli mam być szczery to naprawdę nie wiem. Będę reprezentować RSC do śmierci, ale od momentu mojego spięcia z Legsem, mnóstwo ludzi w RSC zmieniło się w stosunku do mojej osoby. RSC to biznes. Zrozum to, że prawdziwe RSC skończyło się w latach osiemdziesiątych. Na początku lat 90’ RSC Seven Gems starało się wrócić ten prawdziwy klimat ale jeżeli spojrzysz na powód dla którego Seven Gems zaprzestało, skumasz, że nie jesteśmy już młodzi i niewinni. Prawdziwy duch RSC, ta rodzina młodzieńczej niewinności, era nie dla hajsu... to się wszystko skończyło. Pieniądze i sława wzięła górę. Mam największy szacunek dla dziedzictwa i będę nieść tą flagę do samego końca, ale wiem jaka jest prawda. Kumasz.. za dawnych lat banda dzieciaków z Bronxu i Manhattanu stworzyli nazwę, która jest teraz tym czym jest. Wygląda na to, że obecnie to nazwa ekipy tworzy człowieka. Jak raz wstąpią, nagle są oficjalnie w RSC... kumasz... Jestem z czasów, w których pojedynkowało się aby dostać się w szeregi. Surowy Breaking. Pokój dla wszystkich prawdziwych dzieciaków, którzy są RSC, ale są też teraz tacy którzy, będąc w RSC nawet nie tańczą. Nowe dzieciaki starają się być na topie ale nie dostrzegają prawdy, a mnóstwo z nich nie chce się wychylać w obawie, że mogą zostać wykopani z RSC. Stoję za tym w co wierzę a zawsze twierdziłem, ze wszyscy jesteśmy ważni. Zawsze zależało mi na dobrej sprawie mojej ekipy ale odmawiam bycia pod czyjąś komendą...

Jaka jest różnica pomiędzy Breaking’iem dzisiaj a za Twoich czasów? Jest lepiej czy gorzej?

Scena jest teraz zbyt wielka, aby ją generalizować. W niektórych miejscach jest lepiej w innych znowu gorzej. Jest zupełnie inaczej ponieważ teraz wchodzi w grę dużo więcej czynników: pieniądze, komercjalizm itd. Wtedy chodziło o reprezentowanie ulicy, świetnie się po prostu bawiliśmy i nie katowaliśmy tego całymi dniami i nocami. Kiedy moment był odpowiedni, robiliśmy Breaking... gdziekolwiek. Dzisiaj, wszyscy chcą być w TV i mają w dupie w jakim charakterze. Jak jest jakiś Jam dzieciaki wypytują ile jest za główną nagrodę, jak nie ma nagrody to nie przyjdą. Kiedyś wszystkie style się rozwijały więc się ich trzymaliśmy. Nie dissowaliśmy cudzych styli bo wszystkie były tłuste! Teraz Ludzie organizują Jamy i zapraszają sławnych B-Boys, a jeżeli nie będzie nikogo sławnego to ludzie nie przyjdą. Dorobkiewicze robią imprezy i trzepią hajs a większość z nich nie ma pojęcia czym jest Breaking i nie wiedzą nic na temat kultury Hip Hop.

Co sądzisz o dzisiejszych wielkich jamach i teledyskach z Breaking’iem?

Niektóre duże imprezy są dobre, inne słabe w chuj. W momencie kiedy wielcy sponsorzy wchodzą w grę, czasami bywa tak, że chcą wprowadzać jakieś swoje biedne pomysły na przykład wrzucać jakiś słabych raperów na scenę. Ci kolesie chcą hajsu w pierwszym rzędzie. Poproś ich żeby zrobili to za friko i sprawdź co Ci powiedzą. Pewien wielki organizator eventów, organizujący tak zwane rocznice kultury Hip Hop, miał problem z zarobieniem pieniędzy i powiedział, że robi to po raz ostatni. Daj spokój Bee, o co tu kurwa chodzi? Rocznica to coroczna impreza celebrująca bez względu na wszystko.

Widzisz.. ludzie, nie czczą tak naprawdę kultury Hip Hop, Polegają na produkcie jakim jest Hip Hop w celu zarobienia szmalu. Nie zrozum mnie źle, ja też musze robić hajs, ale wolałbym zamiatać ulicę niż zaprzedawać własną kulturę. Szanuje ludzi, którzy przyznają, że robią to dla pieniędzy, przynajmniej są szczerzy. To czysty biznes w ich przypadku. Ale nie zasłaniaj się pozorem miłości do kultury Hip Hop bo jesteś dla mnie tyle warty co gówno. Co do teledysków, myślę, że to jest spoko o ile nie sprawiasz, że Breaking wygląda ubogo. Najczęściej ograniczają się tylko do numerów i salt. Jeżeli się przyjrzysz, zobaczysz, że rzadko kiedy pokazują B-Boy’a czy B-Girl tańczących do utworu czy wykonujących ekspresję swojego charakteru. Nie sądzę, żeby B-Boys występujący w teledyskach mieli tak dużo do powiedzenia w produkcji klipów, chyba, że są głównymi choreografami a to już rzadkość. Mimo to nie obwiniam młodych dzieciaków za to, że chcą być medialni. Nie darze ich nienawiścią. Wkurza mnie tylko, że dzieciaki, które odkryłem, nazywający siebie pionierami, ubierają spodnie w panterkę, koszulkę w cętki i zakładają wielkie skarpetki naciągnięte na trampki i tańczą na tle jakiegoś lasu, albo malują sobie twarz jak clowni w cyrku. Ja wiem, że to chodzi o kasę, ale kurcze... ludzie oglądają takie gówno i nie respektują Breaking’u jako ambitnego tańca. Słabe jest też jak kolesie tańczą w teledysku, w którym w muzyce nie ma nawet break’ów. Dyskutowałem o tym z tymi pionierami 17 lat temu.

Powiedz nam coś o ekipach do których należałeś i co w ogóle oznacza dla Ciebie ekipa?

Założyłem Young City Boys w ’78. Byłem prezesem. Doze był wice prezesem. Do ekipy należeli: Andy (brat Baby Love), Dante, Ś.P. Deno Rock, Stevie Dee, Ty Fly, lil Ty, Fly Ty, Nel Ski, Puerto Rican Chiquiting, White Chic, Demon, E z 105’tej, Hec ze 106’tej, fat sammy. Ci ludzie to po dziś dzień moja rodzina, niektórzy z nich jeszcze mieszkają w okolicy. Potem było RSC... na boku miałem uliczną ekipę MNM. Mówiliśmy na to Mad Mugsy Nation w składzie: Makin Money, Lil Al. Capone, Chino Spider, Lil Lucan, Deno Rock, Fred Dobbs, Biejo, Lil Rocky i masa innych dzieciaków. Miałem też SKI Crew – Swift Kids Incorporated. Myślę nad reaktywowaniem tego projektu z dzisiejszymi młodymi kocurami.

Jak zdefiniowałbyś Breaking? Breaking to termin określający czynność, którą wykonuje B-Boy. Śmieje się kiedy ludzie używają określenia Breakdancing, ukazuje mi to skąd oni pochodzą. Niektórzy nawet używają tego sformułowania, zdając sobie sprawę, że nie jest ono poprawne, ale wiedzą, że używając tego zwrotu przyciągną na imprezę większą liczbę ludzi, faszerowanych tym zwrotem w mediach. Fizycznie, Breaking to tańczenie do break’ów w utworze (wycinków utworów zawierających solówki perkusyjne i inne momenty kulminacyjne przyp. tłum.). Dla mnie ten taniec składa się ze stylu tańczenia w pionie, okrężnych footwork’owych schematów, wymachów, salt, obrotów na wszystkich partiach ciała i freez’ów. Jest oczywiście więcej składników, ale myślę, że te są esencjonalne. Myślę, że podstawą jest nastawienie w byciu B-Boyem/B-Girl. Słuchanie dźwięków, rytmów, pochłanianie ich, tańczenie do nich, śpiewanie i naśladowanie niektórych zwrotek, wiara w bycie najlepszym tancerzem do aktualnego utworu czy w danym kółeczku i wariowanie przy danym utworze, przez co rozumiem łączenie się z muzyką, przede wszystkim z perkusją. Jeżeli wykonujesz te rzeczy, dla mnie to stanowi 90% bycia B-Boyem. Jeżeli nie potrafisz zaaplikować tych elementów do Twoich ruchów, nie sądzę, żeby ludzie Cię poczuli. To bardzo istotne, ponieważ od zarania dziejów, taniec odgrywał rolę w wyrażaniu pewnych treści. Jeżeli zatracisz się w utworze, możesz poczuć się jakbyś w ogóle o niczym nie myślał a to największa satysfakcja. Możesz nawet nie zdawać sobie z tego sprawy dopóki muzyka nie ustanie. Breaking to bardzo ważny taniec, który trzeba respektować na równi z innymi stylami obecnie istniejącymi. Ma swoje nazewnictwo i nieograniczone możliwości. Musimy reprezentować ten taniec najlepiej jak potrafimy.

Jak Twój styl ewoluował przez te lata?

Starałem się dopasować do tego co się wokół dzieje i pozwalałem muzyce mną kierować. Dla mnie to właśnie muzyka jest największą inspiracją. Jest tak szeroki zakres muzyki z tak wielu miejsc na świecie. Zawsze jest możliwość, że usłyszysz jakiś utwór, którego jeszcze nie słyszałeś. Stare utwory też dobrze na mnie wpływają, przypominają mi czasy jak zaczynałem. Pomaga mi to odtworzyć obrazy z tamtego okresu i zachować związek z tradycyjną formą B-Boyingu. Staram się zachować odrobinę footwork’u z lat 70 i 80 w moim Breaking’u. Odkryłem na nowo dużo starych ruchów, przeniosłem je w obecne czasy i dodałem je do swojego repertuaru. Słucham również swojego ciała. Jeżeli nie mogę wyobrazić sobie jak jakiś ruch wygląda, polegam na swoim flow. Jeżeli czuje że jest dobry, to zazwyczaj też wygląda dobrze. Pewne ruchy mogą się wydawać abstrakcyjne i odmienne ale jeżeli nie potrafisz ich wykonać w odpowiedni sposób, mogą nie wyglądać już tak dobrze.

Powiedz nam o legendarnej bitwie pomiędzy RSC i NYCB w filmie Beat Street. Czy były jakieś numery czy ruchy, które ostatecznie nie trafiły do wersji końcowej?

Wiem, że po obydwu stronach były grube sety ale tak dokładnie tego nie pamiętam. Jedyne co mogę powiedzieć to, że dosłownie kasowaliśmy ich układami, ale powiedziano nam, że mamy ich nie wykonywać bo bitwa wyglądała wtedy jednostronnie.

Co poza Breaking’em jest Twoja pasją w życiu?

Chce tylko być szczęśliwy i zadowolony z siebie i robić dobrze dla mojej rodziny, to wszystko czego chce.

Jakie masz teraz plany?

Chcę spróbować sił w czymś innym, w czymś zupełnie odmiennym. Jestem bardzo szczęśliwy gdy patrzę na moją karierę jako B-Boya. Mogę ruszyć dalej z godnością, pieniądze nigdy nie przeszkadzały mi w osiąganiu celów będąc tancerzem. Chodzi mi o to, że moje imię nie jest tak bardzo skomercjalizowane. Mogłem postarać się o agenta i trzepać gruby hajs ale... zawsze starałem się pozostać w podziemiu i myślę, że odwaliłem kawał dobrej roboty. Teraz gdy mam to osiągnięte, chcę zacząć robić PRAWDZIWY hajs. Czas zbierać profity, tu chodzi o przyszłość moich dzieci itd.

Czego według Ciebie brakuje dziś w Breaking’u?

Tańczenia

Masz zamiar robić pokazy albo jechać na jakieś jamy w tym roku?

Mój kolejny pokaz i występ będzie w Nowej Zelandii 14 ego Października. Mam szereg wywiadów i propozycji w Nowym Jorku. Będzie to w pełnym wymiarze czasu, więc wątpię żebym gdzieś się stąd ruszał. 17 Listopada, na Mighty 4 w San Francisco chcą wręczyć mi nagrodę za całokształt twórczości.

Ten wywiad dedykowany jest ekipie Throw Down, poznałeś ich w 1994 na dużym Jamie w Niemczech. Co sądzisz o Throw Down?

Mam wielki szacunek dla Throw Down, potraktowali mnie z szacunkiem od samego początku, byli szczerzy i prawdziwi. Pamiętam, że stałem w tym gigantycznym budynku, zdaje się, że w Hanowerze, a Throw Down byli pierwszymi, którzy zaczęli tańczyć. Jeszcze nawet nie było kółeczek, oni po prostu palili parkiet. Inni ziomusie byli przerażeni. Podobało mi się to, że oni nawet nie zwracali uwagi na to kto jest w pobliżu, po prostu robili swoje. Yerkis miał, świetne top styles z oldschoolową charakterystyką. Style były bardzo różnorodne co sprawiało, że byli mega wszechstronni. Dwoje ludzi z Europy, którzy inspirowali mnie w tamtych latach to byli Maurizio (Włochy) i nikt inny jak jedyny i niepowtarzalny Mad Nico. Tyle styka... Ci ziomusie to rzeźnicy.

Facebook:
Kategoria: hip hop, breaking
Tagi: brak
  • Dodał: radi
  • Zakceptowany: 20.05.06
  • Ostatnie zmiany: 26.07.11


© 2001 - 2024 Break.pl - Prawdziwa strona Hip-Hop'u! Zgłoś błąd | Początek strony