"DZIEŃ PRAWDY 3" - WARSZAWA

Wciąż nie mogę oderwać się od myślenia o tej imprezie, o jej klimacie...Utknęłam...Nie wiem czy wynika to z faktu, że było to pierwsze - tak dużej rangi – starcie b-boy’ów widziane przeze mnie na żywo...Może...O tym będę mogła powiedzieć, gdy zjawię się na kilku następnych. A zrobię to na pewno...

Breakdance, b-boying przeciętnym zjadaczom chleba, którzy w żadnym stopniu nie mają styczności z kulturą HH, kojarzy się nijak bądź w sposób tak błędny, że czasem wydaje mi się, że lepiej byłoby gdyby nie wiedzieli o nim nic. Aby to udowodnić nie musiałam prowadzić jakiejś sondy, zaczepiać ludzi na ulicy i nagrywać ich na dyktafon. Przykład nasunął się sam...Kiedy to następnego ranka po Dniu Prawdy z przysłowiowymi wypiekami na twarzy opowiadałam swojej familii o przeżyciach dnia poprzedniego, wydawało mi się, że trzy wpatrzone we mnie ciekawskie twarze czują „te” emocje: okrzyki po udanej kombinacji b-boy’a, gwizdy, będące wyrazem niezgody z werdyktem jury...Szybko zostałam jednak sprowadzona na ziemię, kiedy to jeden z członków mojej rodziny – w trakcie mojego przesyconego ekspresją opowiadania – otwarcie zapytał: „Ale jak to grupa? Ale jaka bitwa? To jeden tańczy, tak? Drugi śpiewa, tak?” Myślałam, że kiedy zacznę się śmiać to zawtóruje mi pozostała część rodziny, traktując te niezbyt fortunne pytania, jako mało śmieszny-ale zawsze-żart. Cóż...Wyszło na to, że z grzeczności zaczęłam się śmiać ja, lecz po kilku sekundach zorientowałam się, że jedyną rzeczą która mi wtóruje jest co najwyżej cicho brzęczący telewizor...Świerszcz... „Zapadła pełna grozy cisza”:) W konsekwencji pojawiły się kolejne pytania typu: „a co to jest b-boy, battle, co znaczy zapodać?”itd...Nie wspominając już o zdziwieniu, jakie wywoływały nazwy poszczególnych ekip...Myśląc teraz o tym swoim pełnym epitetów przekazie prosto z Dnia Prawdy uśmiecham się pod nosem i zapytuję się w duchu ile konkretnej informacji udało się „wyłuskać” mojej rodzinie z owego opowiadania... Cóż...zostawmy sprawy rodzinne za sobą...

Na Dniu Prawdy zjawiło się 27 ekip z całej Polski. Byli to zarówno przedstawiciele dużych miast (Warszawa czy Gdańsk) jak i mniejszych miejscowości, co w żaden sposób nie zaważyło na umiejętnościach...Każda z grup popisała się odrębnym stylem. Jedni zadziwiali dopracowanymi technicznie trikami, inni niesamowitą ekspresją tańca, by kolejni mogli pokazać, że po prostu dobrze się razem, czują, bawią-połączeni wspólną pasją...Niesamowite jest to, że ktoś na pozór cichy i spokojny, stojący gdzieś z boku – wchodząc na ‘pole bitwy’ wyzwala z siebie energię taką, że nie sposób oderwać od niego wzroku...Swoiste powołanie...? Dar...? Spełnienie w tańcu...? Brzmi patetycznie? Może...Ale ja tak to czuję...

Przez kilka pierwszych godzin Dnia Prawdy, zająwszy z koleżanką dogodne miejsca, nie mogłyśmy ich opuścić zafascynowane tym, co dzieje się przed naszymi oczami. Ktoś tańczy electro, ktoś kręci się na głowie, inny robi salto...Wszystko w niesamowitej oprawie muzycznej, dzięki mistrzom za gramofonami Wszystko trochę jakby wbrew codzienności...Radość, entuzjazm, zapał, szacunek, kolor...I tak siedziałyśmy przykute do naszych miejscówek – mali widzowie wielkiego spektaklu...Dopiero zmuszone przez potrzeby fizjologiczne musiałyśmy – złe – opuścić naszą ‘lożę’ Nie widzę sensu rozpisywania się na temat jednostek, gdyż i tak nie uda mi się wymienić wszystkich godnych wymienienia...Warto może jednak napomknąć, że breakdance to nie tylko czysto męska dziedzina. Niestety podczas DP wystąpiły tylko dwie dziewczyny. Musiało to oczywiście zaowocować kąśliwymi uwagami, że „może rozciągnięta to ona jest, ale o breku to nie ma pojęcia” – ze strony męskiej oraz „większego dekoltu to nie mogła sobie założyć do tańca”- ze strony damskie...Cóż...Mimo wszystko gratulacje dla dziewczyn za wniesienie swojego, kobiecego pierwiastka...

Pisząc to, co teraz trzymacie przed sobą, zastanawiałam się, co by było gdyby tekst ten trafił w ręce kogoś kto ‘siedzi wewnątrz’ świata break’a – trenuje, walczy ze swoją ekipą w –entej już bitwie...Z pewnością mógłby nazwać mnie laikiem, kimś kto mota się w ogólnikach, nie mając większego pojęcia jak nazywa się poszczególny trik, nie znając poziomu jego trudności. Nie w tym jednak rzecz...Jestem po trosze laikiem, kimś z pogranicza tych co nie wiedzą nic oraz tych, którzy wiedzą prawie wszystko. Ale to co widzę kręci mnie, fascynuje. Nie patrzę przez pryzmat przeszłości, postępów jakie się dokonały, nie znam szczegółowo tajników przygotowywania się do występów. Widzę efekt...Ulotne chwile, których klimat chciałoby się zachować zaciskając w pięści...Chyba znów ‘poleciałam’ patosem...Dość:) Co jednak - wśród całego towarzyszącego mi entuzjazmu - trochę boli...Przeglądając różnego rodzaju gazety o – jak to można nazwać – dużej poczytności na dzień przed imprezą, nie natknęłam się na ani jedną zapowiedź tego wydarzenia...Znalazłam za to kilkanaście artykułów na temat tego, kto powinien trenować niedużego pana z wąsem ...Nie chcę tu w żadnym wypadku popierać jakiejś przesadnej komercjalizacji zjawiska, tylko...Szkoda, że doszło do sytuacji, że zimą warszawscy b-boy’e z braku miejscówki musieli trenować na peronie stacji Metra – nie zawsze pochwalani przez pasażerów i stróżów prawa.

Ostatnio zrobiło się głośno wokół wyjazdu Kfiatka, Bożka i Wezyra do Watykanu na występ przed papieżem. Z pewnością jest to duże wyróżnienie, a zarazem krok, dzięki któremu szersze grono ludzi dowie się czym jest breakdance i przestanie snuć stereotypowe opowiastki na temat kultury HH. Cóż... Może babcie, które zobaczyły b-boy’ów u papieża przestaną ściskać mocniej torebki na widok grupy ludzi w szerokich ubraniach, a kierowcy komunikacji miejskiej przestaną drżeć w obawie o swoje pojazdy na widok podobnych ekip stojących wieczorem na przystankach...Dobre i to...?

Autor: Magda
Facebook:
Kategoria: hip hop, breaking
Tagi: brak
  • Dodał: radi
  • Zakceptowany: 06.06.05
  • Ostatnie zmiany: 25.07.11


© 2001 - 2024 Break.pl - Prawdziwa strona Hip-Hop'u! Zgłoś błąd | Początek strony